Archiwa tagu: Pakse

Płaskowyż Bolaven, Laos – Z Sekong do Pakse

Wczas rano zebrałem się z łóżka i opuściłem Sekong dość szybko – nie ma tu wiele do zobaczenia. Mój bardzo tani (i nieco zaniedbany) hotelik możecie zobaczyć na zdjęciach – co nie znaczy, że w okolicy nie było innych – wręcz przeciwnie, wybór był dość duży jak na tak odległą miejscowość. Droga powrotna do Pakse była o dziwo w bardzo dobrym stanie – tylko kilka kilometrów nie było pokryte asfaltem. Zatrzymałem się, aby zobaczyć główny cel podróży – przepiękny wodospad Nam Tok Katamtok. Łatwo go przeoczyć, jedyny znak wskazujący jego położenie jest mały i słabo widoczny. Nie wiem, czy jest możliwe podejście bliżej wodospadu – prawdopodobnie nie – poza tym próba samodzielnego przejścia przez las mogłaby się skończyć tragicznie, jeśli gdziekolwiek znalazłyby się niewypały z czasów wojny indochińskiej.

Po drodze do Pakse zatrzymałem się przy kilku plantacjach kawy oraz innych wodospadach – Tat Cham Pee i Tat E-Tu. Mój powrót do Pakse został opóźniony o dobre dwie godziny, gdyż przy jednym z tych wodospadów zaczęło mocno padać – i tak, nie chciało przestać przez te dwie godziny.

Następnego dnia z samego rana dzielnie wyszedłem po schodach na pobliskie wzgórze, gdzie znajduje się wizerunek Buddhy i punkt widokowy. Zrobiłem więc zdjęcia Pakse z drugiego brzegu Mekongu i kontynuowałem moją podróż na samo południe Laosu – do Si Phan Don (Czerech Tysięcy Wysp, ang. Four Thousand Islands).

Z Sekong (A) do Pakse (B)

Płaskowyż Bolaven, Laos – Z Pakse do Sekong

Płaskowyż Bolaven (ang. Bolaven Plateau) słynie ze wspaniałych wodospadów, plantacji kawy wysokiej jakości i własnego mikroklimatu. Jest tutaj odczuwalnie chłodniej niż w sąsiednim mieście Pakse. Podobnie jak i w Tha Khaek, również tutaj można zrobić tzw. “pętlę”. Wymaga ona jednak więcej czasu, którego ja nie miałem. Koniecznie chciałem zobaczyć największy wodospad w okolicy – Nam Tok Katamtok, będący jednocześnie jednym z trudniej dostępnych. W tym celu postanowiłem udać się w ciągu jednego dnia z Pakse aż do Sekong, a nazajutrz wrócić inną trasą, przebiegającą obok tegoż wodospadu.

Wypożyczyłem więc nowy motor i pokierowałem się na płaskowyż Bolaven w kierunku Paksong. Najpierw zatrzymałem się, aby zobaczyć jeden z najbardziej spektakularnych wodospadów w Laosie – wodospad Tad Fan. Dwa równoległe strumienie wody z rzeki Huay Bang Lieng wypływają z gęstego lasu i spadają ponad 120 metry w dół. Wodospad zobaczyłem z punktu widokowego w kurorcie Tad Fane. Istnieje możliwość podejścia do samego wodospadu, ale jako że zebrała się mocna ulewa, musiałem odpuścić. Zobaczyłem za inny popularny wodospad nieopodal – Tat Yuang. Tat Yuang  ma 40 metrów wysokości, a wybudowana nieopodal altana pozwala nacieszyć oczy widokiem.

Zasmakowałem lokalnej kawy (pyszna!) i ruszyłem w dalszą drogę. Kilkakrotnie musiałem zatrzymać się, gdyż zaczął padać deszcz -jeden z tych przystanków zrobiłem w zupełnie lokalnej przydrożnej knajpce, gdzie nikt nie mówił po angielsku, natomiast dzieci dość chętnie pozowały do zdjęć. Do Sekong dotarłem już po zmroku. Tam  zjadłem kolację w restauracji Pha Thip, która miała na ścianach powieszone interesujące zdjęcia z prowincji Sekong. Jako że jest to jeden z najbardziej odległych rejonów Laosu, zdjęcia pokazują jak złom z czasów wojny jest utylizowany w codziennym życiu. Zrobiłem zdjęcia tych zdjęć i zamieściłem je w galerii, gdyż myślę że wielu z Was uzna je za interesujące (wstrzymałem się też od zbytniej ich obróbki). Na noc zatrzymałem się w bardzo starym i nieco zaniedbanym (za to bardzo tanim) pensjonacie, który przeznacza pieniądze na grupę edukującą o malarii.

Płaskowyż Bolaven (Bolaven Plateau) – Z Pakse (A) do Sekong (B)

Pakse, Wat Phu Champasak, Laos

Zakończywszy swoją przygodę w Tha Khaek, ruszyłem dalej na południe Laosu – do Pakse (lub Pakxe), oddalonego o niespełna 350 km. Podróż autobusem zajmuje jednak około siedmiu godzin. Pakse zostało utworzone w 1905 roku przez Francuzów, by pełnić rolę placówki administracyjnej. Miasto jest położone przy połączeniu dwóch rzek – Mekongu i Se Don (rzeki Don) i jest stolicą prowincji Champasak. Lokalizacja jest dość atrakcyjna – na zachód blisko do granicy z Tajlandią, na wschód żyzny płaskowyż Bolaven (ang. Bolaven Plateau, słynący z upraw kawy i wielu wodospadów), na południe droga do Si Phan Don (Czterech Tysięcy Wysp). Budowa mostu japońsko-laotańskiego na Mekongu w 2002 r. przyspieszyła rozwój miasta dzięki ułatwionej komunikacji z Tajlandią. Samo miasto jest raczej “kolejnym sennym miastem przy Mekongu” – ma wszystko, co potrzeba, ale niewiele atrakcji w samym mieście. Stanowi za to doskonałą bazę do zwiedzania kompleksu Wat Phu Champasak i płaskowyżu Bolaven.

Pierwszego dnia pobytu wynająłem motor i ruszyłem w kierunku Wat Phu Champasak. Jest to starożytny kmerski (czyli w takim samym stylu, jak świątynie Angkok w Kambodży) kompleks, bodajże największy znajdujący się poza Kambodżą. W 2001 roku miejsce to zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Kompleks rozciąga się przez 1400 metrów przy podnóżu pasma górskiego Phu Pasak – 46 km od miasta Pakse. Wsiadłem więc na swój ledwo co wypożyczony motor i dzielnie ruszyłem w trasę. Podążam spokojnie za znakami i wszystko wygląda pięknie i ładnie, dopóki nie dojechałem do niewielkiego zbiorowiska ludzi. Zapytałem o drogę i powiedziano mi, że główna asfaltowa droga jest nieprzejezdna i muszę jechać małą, boczną dróżką (widoczną na zdjęciach). Zainteresowany jednak tym, co się stało, zatrzymałem się i podszedłem bliżej w miejsce, w którym to powinien normalnie znajdować się most – tam zobaczyłem przczyczynę, przez którą droga była nieprzejezdna. Most był kompletnie zawalony, a na tym co z niego zostało, w kotlinie znajdował się samochód ciężarowy (spójrzcie na zdjęcie!). Zabawne jest to, że samochody jechały w konwoju – pierwsza ciężarówka przejechała, a druga już nie miała tyle szczęścia.  Znak przed mostem informował o zakazie przejazdu samochodów z naczepą i o masie większej niż 15 ton – możemy tylko spekulować, ile było załadowane na ciężarówce oraz jak długo zakaz był ignorowany przez lokalnych kierowców.

Ruszyłem więc w dalszą drogę przez bardzo lokalną, wąziutką ścieżkę (ciężko to nazwać drogą – na zdjęciach) i szczęśliwie dotarłem do Wat Phu Champasak. Miejsce to było czczone już od 5. wieku, natomiast obecne ruiny pochodzą z okresu między 11. a 13. wiekiem. Wstęp kosztował ok. 5 euro (październik 2014). Na miejscu zaczął padać deszcz – na szczęście odczekałem ok. pół godziny i przestało padać (nie padało też zbyt mocno, ale na tyle uciążliwie, że robienie zdjęć byłoby problematyczne). Przed ruinami budowli znajdują się dwa sporej wielkości zbiorniki wodne, roddzielone promenadą. Ruiny są dość dobrze zachowane i robią wrażenie – zwłaszcza jeśli nie widziało się Angkor Wat w Kambodży. Lokalizacja u podnóża gór dodaje miejscu uroku. Spod ruin poprowadzono schody prowadzące w górę – i same one w sobie stanowią bardzo interesujący widok, szczególnie w miejscach, gdzie drzewa rosną częściowo w ich strukturze. Na górze znajduje się kilka obiektów powiązanych z miejscem kultu – święte źródło czy kamienie “Słoń” oraz “Krokodyl”.

Przed wyruszeniem w drogę powrotną zuważyłem, że nie mam powietrza w tylnim kole. W najbliższej wiosce znalazłem jednak kogoś, kto za całe 1 euro załatał mi dętkę. Gdy jednak dojechałem do miasta Pakse, powietrza znowu prawie nie było – nie wiem, czy to wina łatania, czy też ponownie złapałem gumę – motor zdążyłem oddać, zanim zeszło z niego całe powietrze.

Z Pakse (A) do Wat Phu Champasak (lub Vat Phou, B)