Archiwa tagu: wapień

Pętla Tha Khaek, Laos – Dzień czwarty

Ostatni dzień mojego pobytu w Tha Khaek spędziłem na zobaczeniu tego, co pominąłem trzeciego dnia – mianowicie jeziora Khoun Kong Leng (po angielsku “Evening Gong Lake” – “Wieczorny Gong”) i jednego, niezbyt oszałamiającego kompleksu świątynnego. Jezioro Khoun Kong Leng znajduje się na południowym krańcu parku narodowego Phu Hin Bun – w sumie prawie godzinę drogi od miasta Tha Khaek. Dotarcie na miejsce zajmuje godzinę nie z powodu odległości, ale jakości drogi – którą to możecie zobaczyć na zdjęciach. Nie ma również praktycznie żadnych znaków wskazujących na położenie jeziora – ale znając jego lokalizację z przewodnika trafiłem bez problemów. Jezioro znajduje się obok wapiennych skał. Szmaragdowozielona woda, która je wypełnia, przepływa pod ziemią i jest filtrowana przez wapień, co sprawia, że jest krystalicznie czysta. Jezioro ma ponoć 21 metrów głębokości. Miejscowi wierzą, że jezioro posiada mistyczne moce i według legendy rozbrzmiewa dźwiękiem gongu poczas pełni księżyca – stąd nazwa jeziora. Kąpiel w jeziorze jest zabroniona – można jednak kąpać się w strumieniu, który z niego wypływa – podobno po uprzeniej zgodzie ze strony miejscowych. Gdy jednak ja dojechałem do wioski Ban Na Kheu (ok. 1 km od jeziora), nie było tam prawie nikogo, kto nawet zwróciłby na mnie uwagę. Przewodnik Lonely Planet określa jezioro jako “niesamowicie piękne”, ja jednak podszedłbym do tego trochę bardziej ostrożnie – jest piękne, owszem, ale szczęka mi nie opadła, no i jako że nie jest to najprzystępniejsze miejsce do zobaczenia, zaryzykowałbym stwierdzenie, że można je spokojnie pominąć.

W drodze powrotnej zatrzymałem się, aby zrobić zdjęcia miejscowym. Laos jest najbardziej zbombardowanym krajem na świecie (per capita) i 40 lat po zakończeniu wojny, ta wciąż zbiera swoje żniwo. Nadal prowadzone są prace oczyszczające tereny z niewypałów – min lądowych i bomb różnego typu. Widoczny na zdjęciu starszy mężczyzna prawie na pewno utracił rękę na wskutek niewypału. Nie mogłem potwierdzić tej informacji, gdyż rodzina przedstawiona na zdjęciach nie mówiła po angielsku – ale znając fakty, ta wersja wydarzeń jest najbardziej prawdopodobna.

Po zobaczeniu jeziora ruszyłem w stronę Pha That Sikhottabong – po drodze jednak zboczyłem, aby zobaczyć “Wielki Mur” – kawał kamiennego muru, który kiedyś pełnił zapewne funkcję obronną, obecnie jest w zasadzie zapomniany i zarośnięty nieopodal drogi (choć w sumie zachowało się ok. 15 km muru). Pha That Sikhottabong to z kolei stupa, która mieści się na terenie 19-wiecznego klasztoru o takiej samej nazwie. Stupa ta ponoć została wzniesiona w miejscu relikwiarzu buddyjskiego (thâat) pochodzącego z okresu pomiędzy szóstym a dziesiątym wiekiem. Jako że jest to jeden z najważniejszych thâat w Laosie, został po raz pierwszy odnowiony w 16. wieku przez króla Setthathirat, kiedy to nabrał obecnych kształtów. Później był odnowiony w latach 1950-tych i powiększony w 1970-tych. W lutym odbywa się tutaj festiwal. Sam klasztor jednak, jak i stupa, również nie wzbudziły we mnie żadnych większych emocji – ot, standardowy klasztor/świątynia w Azji. Jeśli jednak ktoś jest tutaj po raz pierwszy, to jak najbardziej zapraszam do zobaczenia – zwłaszcza, że jest on położony tyko 6 km od miasta.

Z Tha Khaek (A) do Khoun Kong Leng (B)

Pętla Tha Khaek, Laos – Dzień trzeci

Wyobraźcie sobie rzekę, która zanika wewnątrz wapiennej góry, a następnie wije się krętą trasą przez 7 km w całkowitej ciemności – i macie wstępny obraz tego, czym jest jaskinia Kong Lo (lub Kong Lor), jeden z naturalnych cudów Laosu. Ten jaskinio-tunel jest dość okazały – dochodzi do 100 metrów szerokości i w niektórych miejscach niemal tak samo wysoki. Do zwiedzania używa się oczywiście łodzi – coś na kształt zmotoryzowanego czółna. Łódź jest obsłuiwana przez dwóch przewodników (bilet wstępu kosztował 20 000 kipów, wynajęcie łodzi z przewodnikami 100 000 kipów – dla 3-4 osób, więc w sumie musiałem zapłacić 120 000 kipów – ok. 10 euro). Aby przepłynąć przez całość, potrzeba poświęcić niemal całą godzinę. Koniecznie musiałem też zmienić obuwie na japonki, gdyż nie da się zwiedzić jaskini suchą stopą. W głównej komnacie poprowadzono nieco światła, dzięki któremu można lepiej przyjrzeć się stalagmitom i formacjom skalnym. Warto zabrać swoją latarkę – ja miałem ze sobą swoją wierną czołówkę. Naprawdę szkoda, że światło w jaskini jest poprowadzone tylko w głównej komnacie – gdyby było poprowadzone przez całą długość tunelu, znacznie zwiększyłoby to atrakcyjność przeprawy. Zwiedzanie obejmuje przeprawę na drugą stronę, krótki spacer do lokalnej wioski – tam przerwa na napicie się wody – oraz powrót. Na całość trzeba przeznaczyć ok. 3 godzin. Sama wioska nie wyróżniała się niczym od każdej innej wioski – przewodnik zaprowadził mnie do domu znajomego, gdzie to poopowiadali sobie o różnych rzeczach – oczywiście we własnym języku – napiliśmy się przegotowanej wody i ruszyliśmy z powrotem. Na zdjęciach można zobaczyć, w jakich warunkach mieszkają ludzie w wioskach.

Po drodze do Tha Khaek zatrzymałem się przy punkcie widokowym – nie można przegapić tego miejsca, gdyż widok jest naprawdę zapierający dech (panoramę oddaje niestety tylko namiastkę tego widoku). Wczesnym wieczorem dotarłem do Tha Khaek, pomijając miejsca, które zostawiłem sobie na kolejny dzień.

Z jaskini Kong Lo (A) do Tha Khaek (B)